Po pokonaniu Tytana udałem się prosto do bazy aby zdać raport. Ale było trochę zbyt cicho…
Myślałem, że chcą mi zrobić niespodziankę, lecz pierwszą rzeczą jaką zauważyłem, że przed wejściem nie było Tataru. Ona jest taką gadułą. Raczej spotkałbym ją przed wejściem. To co mnie spotkało przeszło wszelakie wyobrażenia, nie spodziewałem się tego. Szedłem przed siebie jak w amoku, nie dochodziło do mnie co tu się stało.
Znalazłem Sylpha, który przeżył tą masakrę. Chciał mi coś przekazać, poczułem jak jakieś obrazy zaczęły spływać mi do głowy.
Straszne wizje zalały mi głowę. Nie wiedziałem co się dzieje, ale jedno było pewne, Imperium nas zaatakowało. Przyczyną całego tego zamieszania byłem JA, to mnie szukali!
Zabili oni wiele niewinnych osób! Skrzywdzili leśnego przyjaciela i pojmali Minfilie.
Dowiedziałem się, że mam wyruszyć do Kościoła w wschodnim Thanalan. Niestety Sylph był śmiertelnie ranny, nie mogłem mu pomóc.
Udałem się we wskazane miejsce tak szybko jak tylko mogłem, gdyż była to jedyna bezpieczna lokalizacja. Mam nadzieję, że pojmanym osobom nic nie jest, a także dalej nic nie wiem co się dzieje z osobami których nie było w trakcie ataku. Oby tam mi coś poradzili, gdyż nie wiem co w tym momencie robić…
Na Hydaelyn…. To straszne! To co tam się wydarzyło… Ci wszyscy ludzie… Wszyscy przyjaciele… Składam im hołd minutą ciszy…
…
…
Możesz liczyć na moją pomoc wojowniku światła.